Pozdrawiamy Was z drugiej połowy naszego wspólnego urlopu. Jak można się było spodziewać po całodniowym wspólnie spędzonym czasie siedzimy teraz oddzielnie w swoich sypialniach, z laptopami i wysyłamy sobie śmieszne filmiki na youtube (słyszymy swoje śmiechy przez ścianę). Panuje u nas rosyjska ruletka. Nasz urlop to 3 dorosłych, 2 dzieci i 3 laptopy. Dość często pada pytanie Iny „włączysz nam pczółkę Maję?” i wtedy ratuj się kto może, na który laptop wypadnie, na tego bęc. Ten szczęśliwiec porzuca na długi czas dorosłe życie, sprawdzanie poczty, wyborczej online i youtuba na rzecz świnki Peppy i pszczółki Mai. Ale można się bezkarnie zrelaksować i nie robić nic.
Skąd ten wstęp z laptopami w tle? Otóż jeszcze jakiś czas temu byłam orędowniczką wyjazdów urlopowych bez pracy, bez laptopa, nawet bez roamingu. Wtedy nie ma innej opcji, trzeba się nie przejmować i zwiedzać i być turystą, a nie freelancerem. To jest skuteczne wyjście, przetestowałam 2 lata temu we Florencji – bez komputera, bez internetu, bez roamingu (dobrze, że Bartka komórka miała roaming, przynajmniej był kontakt ze światem). W tym roku przemyślałam sprawę i uznałam, że bardziej mnie zestresuje wyjazd bez komputera niż z. Od bycia panią swojej kariery nie ma przerwy i nie ma zmiłuj. Dobrze jest nie brać zleceń na wyjazd, zakończyć wszystko przed urlopem, ale w razie alarmu, wielkiego kryzysu i nagłych potrzeb dobrze jest móc coś podziałać, szczególnie, jak się urlopuje z dziećmi i wieczory ma się zdecydowanie stacjonarne. Nasza dorosła ekipa myśli wspólnie to samo – praca w minimalnym zakresie, kontakt ze światem i sama świadomość panowania nad sytuacją dają więcej relaksu niż wielka urlopowa niewiadoma :)
Co o tym myślicie?